sobota, 11 kwietnia 2015

Recenzja: płyny do demakijażu

Po świątecznej przerwie powracam z recenzją trzech produktów do demakijażu.



Jeśli chodzi o moje oczekiwania względem tej kategorii kosmetyków, to są one dosyć wysokie - wprawdzie nie mam wrażliwych, skłonnych do podrażnień oczu, jednak na co dzień używam wodoodpornej kolorówki - przede wszystkim tuszu do rzęs, ale też np. cienia Color Tatoo 24 HR czy eyelinerów. W związku z tym interesują mnie takie preparaty do demakijażu, które poradzą sobie z tego typu "wyzwaniami". Nie oczekuję od nich natomiast dokładnego oczyszczania cery - z reguły nie używam podkładów czy ciężkich pudrów, więc do tego celu wystarczy mi zwykłe mydełko do twarzy.

Jak więc wypadły moje testy?

1. Nawilżający płyn micelarny, AA Therapy.

Zakupiłam go kilka miesięcy temu skuszona korzystną ceną na doz.pl. Był to bezbarwny produkt o bardzo delikatnym działaniu, który niestety nie radził sobie zbyt dobrze z wodoodpornym tuszem czy eyelinerami. Mimo dość długiego przytrzymywania nasączonego wacika na powiece, właściwie za każdym razem musiałam dodatkowo "działać" mydełkiem na resztki makijażu oka. Na temat działania nawilżającego płynu nie mogę się rzetelnie wypowiedzieć, ponieważ jednocześnie używałam kremu pod oczy. Sam płyn jednak na pewno nie wysuszał okolicy oczu i nie pozostawiał też uczucia "zamglonych oczu".

2. Płyn micelarny HydraIn3 Hialuro, Dermedic.

Produkt o pięknym, jakby owocowym, niemęczącym zapachu. Podobnie jak płyn z AA bezbarwny i niestety niemal równie bezradny wobec wodoodpornej kolorówki:( Jego skuteczność, choć minimalnie lepsza w porównaniu z AA Therapy, i tak nie była dla mnie satysfakcjonująca. Dodatkowo, miałam wrażenie, że "klikowi" przy zamykaniu towarzyszyło nadprogramowe wyciekanie kosmetyku. Mimo zawartości kwasu hialuronowego nie zauważyłam szczególnego działania nawilżającego lub odżywczego.

3. Płyn dwufazowy do demakijażu oczu, Ziaja.

Last but not least, pora na zdecydowanego faworyta z całej trójki. Zdaję sobie sprawę, że produkty dwufazowe albo się kocha, albo nienawidzi. Jednak dla mnie, mimo iż nie sprawiają wrażenia chirurgicznie sterylnych, tak jak płyny micelarne, i tak wygrywają za sprawą swojej skuteczności. Płyn z Ziaji bez problemu radzi sobie z wodoodpornym makijażem, a przy tym nie podrażnia (przynajmniej moich) oczu. Oczywiście, pozostawia delikatny, tłustawy film, jednak mnie to zupełnie nie przeszkadza, ponieważ zazwyczaj zmywam makijaż dopiero wieczorem, a zaraz potem przechodzę do oczyszczania twarzy. Osoby, które lubią pozbyć się tuszu czy cieni wcześniej, np. zaraz po powrocie z pracy czy szkoły raczej się z nim nie polubią. Jedynym moim zarzutem jest fakt, że pod koniec opakowania zauważam dysproporcję pomiędzy objętościami obu faz, jednak może to być spowodowane niedokładnym wstrząsaniem przeze mnie produktu przed użyciem. Atutem jest za to na pewno cena (ok. 6 zł) i powszechna dostępność. Zdecydowanie polecam:)

czwartek, 2 kwietnia 2015

Krem do rzęs... i nie tylko

W ostatnim przedświątecznym wpisie chciałabym zaprezentować moją opinię na temat kosmetyku, który w drogeriach pojawił się już dawno temu, ale mam wrażenie, że od jakiegoś czasu nie jest już "na fali", a to za sprawą wielu regeneracyjnych nowości do rzęs, które zalały rynek w ciągu ostatnich kilku miesięcy.

Mowa o Regenerującym kremie do rzęs L'biotica:)

Źródło
To produkt, który zakupiłam dawno temu w Superpharm w dwupaku za ok. 7 zł. Początkowo używałam go z wzorcową regularnością, jednak po pewnym czasie, za sprawą swojej niesamowitej wydajności, po prostu mi się znudził. Ostatnio do niego wróciłam, zaczęłam używać dodatkowo na skórki wokół paznokci i... przypomniałam sobie za co tak bardzo go cenię.

Moje rzęsy nie są zbyt problematyczne - zawsze były dosyć długie i gęste i nigdy nie miałam z nimi większych kłopotów. Jednak regularne stosowanie kremu L'biotica wyraźnie je wzmocniło i odżywiło. Mam wrażenie, że delikatnie pobudziło też ich wzrost. Nie jest to może efekt spektakularny, ale dla mnie jak najbardziej zauważalny i satysfakcjonujący - widoczny zwłaszcza po nałożeniu mascary. Włoski mniej wypadają i są jakby bardziej zdyscyplinowane - nie mają już tendencji do zbijania się w dziwne kępki, zwrócone w róznych kierunkach. Krem może powodować uczucie lekko spuchniętych oczu, ale łatwo temu efektowi zapobiec, stosując go oszczędnie. Ja zazwyczaj wyciskam na palec 2-3 milimetrowy "pasek" i wcieram w nasadę rzęs poziomymi ruchami.

Produkt jednak, wbrew swojej nazwie, ma wg mnie szersze zastosowanie niż tylko okolica rzęs. Stosując go wieczorem, nie zapominam także o brwiach i paznokciach.

W przypadku brwi nie zauważyłam wyraźnego wzmocnienia włosków, jednak krem pomógł mi zwalczyć problem wysuszonej i łuszczącej się skóry wokół brwi. Wg mnie śmiało można go stosować jako solidny "nawilżacz" na te okolice.

Podobnie ze skórkami wokół paznokci. Wtarty przed snem powoduje, że już pierwszego dnia odstające skórki "znikają", a i paznokcie wydają się lepiej odżywione.

Przyjrzałam się też niedawno ponownie jego składowi, stwierdzając z entuzjazmem, że tworzą go w większości stosunkowo łatwo dostępne olejki (rycynowy, z oliwek, z orzechów makadamia i jojoba). Jedynym problematycznym (ale i kluczowym) składnikiem jest ekstrakt z palmy sabałowej (saw palmetto).

Znalazłam jednak ciekawy produkt, który ma w swoim składzie m.in. ten, ale i inne zapobiegające wypadaniu włosów ekstrakty i poważnie zastanawiam się nad zakupem i "ukręceniem" własnego serum do rzęs. Jeśli się zdecyduję, to przepis i efekty na pewno zamieszczę na blogu.

Tymczasem życzę wszystkim Wesołych Świąt:)